Joel i Ethan Coen nakręcili swój pierwszy obraz filmowy w roku 1984, nadając mu tytuł Blood Simple. Film został zrealizowany przy niskim budżecie wynoszącym półtora miliona dolarów, zaś ekipa współtworząca go składała się głównie ze znajomych braci Coen. Jednym z nich był operator kamery Barry Sonnenfeld, który na stałe związał się z twórcami. Dzięki jego umiejętnościom, zdjęcia w debiucie braci są dopracowane i zgodne z wizją artystyczną twórców. Ruch kamery w Blood Simple jest istotnym elementem składowym filmu. To między innymi on nadaje obrazowi atmosfery zagubienia oraz egzystencjalnego osamotnienia postaci w filmowym świecie przedstawionym. Omawiane dzieło posiada typowe dla horroru ujęcia, przykładem niech będzie scena, gdy Julian Marty (Dan Hedaya), mąż Abby (Frances McDormand) zjawia się w mieszkaniu jej kochanka Ray’a (John Getz) i siłą wyciąga kobietę na podwórze. Szybkie zbliżenie, jakby lot kamery i długie ujęcie z bliska przerażonej twarzy bohaterki nadaje filmowi grozy. Środki wyrazu filmowego zastosowane w Blood Simple dobrze ujął w słowa tajemniczy autor „[…] duszny nadmiar ukazany w zbliżeniach miesza się najswobodniej z ujęciami wnętrz i postaci przedstawionymi w najdziwniejszej perspektywie – z lotu ptaka, z góry poprzez ramiona wiatraka na suficie lub właśnie z dołu, tak, że cały kadr wypełnia tylko para butów w smudze światła i chmurka kurzu nad wycieraczką.”29 Zamkniętą całość tworzy również muzyka Cartera Burwella, tak wkomponowana w przebieg akcji, że niekiedy zaskakuje i każe zastanowić się widzowi nad tym, czego przed momentem był świadkiem. Muzyka przeplata się jednocześnie w Blood Simple z dźwiękami świata diegetycznego (dzwonek telefonu, odgłos silnika, odpychający śmiech detektywa). Istotnym elementem w omawianym dziele jest także montaż, którego autorami są Coeni. Cięcia i klejenie kadrów dały efekt mrocznego, niepokojącego snu. Dzięki takiemu montażowi obraz nabiera jeszcze bardziej dusznej i mrocznej atmosfery.
Debiutancki film Jola i Ethana Coen, opowiada historię czwórki ludzi, których los związał, dosłownie, na śmierć i życie. Nieszczęśliwa mężatka Abby wdaje się w romans z pracownikiem swojego męża, Juliana Marty’ego. Ten, zakładając wcześniej możliwość zdrady żony, każe ją śledzić. Gdy jego przypuszczenia okazują się trafne, nie może się z tym faktem pogodzić. Po kilku dniach zleca detektywowi (M. Emmet Walsh), który odkrył zdradę, zabójstwo kochanków. Prywatny detektyw postanawia jednak, że lepiej zamordować jedną osobę, niż dwie. W tym celu preparuje fotografię przedstawiającą śpiących kochanków, w taki sposób, iż wyglądają oni na martwych z kilkoma ranami postrzałowymi. Po okazaniu zdjęcia zdradzonemu mężowi i odebraniu pieniędzy za wykonane zlecenie, strzela do Marty’ego. Sprawy jednak komplikują się coraz bardziej, gdyż Ray odnajduje ciało swego szefa i, myśląc, że to Abby zamordowała męża (detektyw strzelał ze skradzionego wcześniej pistoletu swej niedoszłej ofiary), postanawia ukryć ciało. Niestety, Marty nagle odzyskuje przytomność, przerażony Ray staje w obliczu podjęcia decyzji – zabić czy uciekać. Wybiera pierwsze rozwiązanie, co z kolei prowadzi do dalszych nieszczęśliwych wypadków. Poprzez plątaninę ludzkich słabości i przypadków, tak istotnych u Coenów, jesteśmy świadkami powiększającego się z minuty na minutę chaosu. Efektem działań bohaterów jest śmierć trojki z nich.
Najważniejszym pytaniem nasuwającym się w trakcie lektury filmu, jest kwestia przyczyn, dla których mają miejsce przedstawione u Coenów wypadki. Odpowiedź, według mnie, brzmi: powodem jest niesamowita absencja porozumienia między trójką (licząc detektywa - czwórką bohaterów), przez którą świat staje się obcy i złowrogi niczym nieznana planeta. Brak komunikacji pomiędzy postaciami filmowymi „rzuca się w oczy” odbiorcy już po pierwszych kilku scenach filmu. Myślę tu oczywiście o komunikacji konstruktywnej, w której niedopowiedzenia między rozmówcami zostają, w niewielkim chociażby stopniu, wyjaśnione. Dialogi bohaterów są jednak ograniczone do minimum, a dociekliwość postaci okazuje się drażniąco nikła. To z kolei prowadzi do błędnych osądów, spontanicznych działań i subiektywnych reakcji osób z Blood Simple, gdzie przyczyny i skutki ich posunięć mieszają się wzajemnie, tworząc istny galimatias niemożliwy do rozwikłania. Błędne kolo zatacza coraz szerszy, tragiczny w skutkach krąg. Samotność w debiucie Coenów wręcz „wychodzi” poza ekran i przytłacza widza, próbującego zrozumieć istotę zachowania ekranowych bohaterów.
Skupiając się na filozoficznej wymowie filmu Blood Simple można stwierdzić, iż dzieło ma mocną podbudowę egzystencjalną. Niepoznawalny subiektywizm Kierkegaarda w pierwszym obrazie braci Coen jest bardzo namacalny. Bohaterowie mówią do siebie, ale nie rozmawiają, druga osoba zdaje się nie mieć żadnej szansy „przeniknięcia” przez niewidoczny pancerz, jakim zdają się być przyodziane są filmowe postaci. Przykładem mogą być praktycznie wszystkie sceny, gdzie dochodzi do dialogu pomiędzy Abby i Ray’em. Trudno jednak nazwać rozmowy pomiędzy kochankami dialogiem, odnosi się wrażenie, że to tylko pusta wymiana kilku słów, nieprowadząca do niczego. Jedynie chyba do koszmarnego poczucia wyobcowania, niezrozumienia i, w efekcie, śmierci. Bohaterowie, posiadający wolną wolę, która pozwala im na dokonywanie wyborów, działają w sposób wymykający się osądom. Coenowie bardzo zręcznie uchwycili momenty wahania się swych postaci, ich poczucie wyobcowania i osamotnienia. Blood Simple będąc dziełem egzystencjalnym, przedstawia alienację bohaterów uwikłanych z własnej woli w przynoszącą coraz bardziej opłakane skutki intrygę. Można by długo zadawać pytania w stylu, – co by było gdyby Julian Marty nie kazał zabić kochanków; gdyby detektyw, zamiast oszukać swego zleceniodawcę, zamordował ich; jakie skutki miałoby dla dalszego rozwoju akcji gdyby Ray podzielił się z Abby odkryciem ciała jej męża, i tak dalej. Nie ma to jednak większego znaczenia, wybory zostały dokonane, działania podjęte. Abby zdradza męża, decyduje się go opuścić. Marty chce (a przynajmniej tak mu się zdaje) zamordować ją i Ray’a. Detektyw woli mieć na sumieniu jedną osobę, więc zabija Marty’ego. Ray z kolei odkrywa jego ciało i decyduje się chronić kochankę. Bohater uśmierca Marty’ego „po raz wtóry”, w makabrycznej scenie zakopywania żywcem.
Istnienie bohaterów Blood Simple przepełnione jest pustką i brakiem zrozumienia, mało tego, wyczuwalny jest wyraźnie brak możliwości owego porozumienia. Bohaterowie są samotnymi, zagubionymi istotami, poruszającymi się na oślep w gąszczu okrutnego świata, który jest tak samo wrogi jak inni ludzie. Sami tworzą siebie i swój byt, podejmując decyzje i działając w określony sposób. Są wolni, skazani na wolność. I ta wolność, jak w filozofii egzystencjalnej Sartre’a, staje się ich przekleństwem. Nawet miłość wydaje się być nijaka, widz nie „czuje” żadnej namiętności, ani nawet bliskości, pomiędzy kochankami. Wszystko zdaje się być szare, obce i zimne.
Czynnikiem nierozerwalnym dla rozwoju akcji filmu Coenów, jest absurd, zaznaczający się w Blood Simple. Wypadki, które opisuje film, same w sobie są absurdalne.. Myślę, że nie wszystkie sylwetki bohaterów omawianego obrazu można nazwać camusowskimi ludźmi absurdalnymi, nie narażając się tym samym na pomyłkę. Postacią, którą uważam za najbardziej zbliżoną do człowieka absurdalnego Camusa, jest detektyw. Pozostający bohaterem drugoplanowym, spełnia jednak ważną funkcję w Blood simple. Nie zamierzam się skupiać na innych jego cechach, takich jak nieznośna nonszalancja czy ewidentnie wyolbrzymiona i nieadekwatna samoocena. Choć z drugiej strony i ten brak samokrytyki postaci (doskonale wykreowanej przez M. Emmeta Walsha) można interpretować, jako swoiste tworzenie własnego absurdalnego bytu, nadające mu prowizoryczny sens poprzez nadmierną wiarę we własne możliwości. Dość trudno jednoznacznie scharakteryzować osobę detektywa, na przestrzeni filmu zmienia on kilkakrotnie twarz, niemniej jednak pewna konsekwencja tej metamorfozy zostaje przez Coenów zachowana. W ostatniej scenie filmu, gdy postrzelony detektyw umiera, na powrót ujawnia się jego ironiczny stosunek do życia, nawet własnego – wybuchając swym „idiotycznym” śmiechem udowadnia wiarę w absurd istnienia. To właśnie dzięki temu cynizmowi ów bohater jest człowiekiem absurdalnym. Mimo tego, iż nie posiada on jednej istotnej cechy, o jakiej pisał Albert Camus, mianowicie jego pojmowanie absurdu nie zrodziło się z potrzeby absolutu i milczenia świata. Chociaż znowu pewności, co do tego nie można mieć, znając skromny wycinek życia bohatera. Detektyw jawi swoje oblicze absurdalnego człowieka na dwa sposoby. Pierwszy to dostrzeganie i akceptacja absurdu egzystencji, uwidaczniające się w taktyce prowadzenia rozmowy przez niego oraz komunikatów, jakie przekazuje swemu rozmówcy. Drugim czynnikiem określającym detektywa, jako „człowieka absurdalnego”, jest sposób, w jaki radzi sobie z ową świadomością. Mam tu na myśli jego ograniczanie się tylko do własnej egzystencji, zaspokajanie swoich potrzeb bez uwzględniania innych ludzi. Jego postępowanie i postawa, którą przyjmuje wobec pewnych niezaprzeczalnych faktów budzi u widza niesmak. Zgadzając się na popełnienie morderstwa zmienia sytuację pozostałej trójki. Nie wykonując zlecenia, popełnia jednak zbrodnię, tym gorszą, że nieudolną. To z kolei prowadzi do następnej tragedii, jaka przypada w udziale Ray’owi. Nie chcę oceniać postawy poszczególnych postaci, zamierzam jedynie wykazać, w jakim stopniu strategia zachowania filmowych postaci Blood simple jest egzystencjalna. Działania bohatera i styl zachowania, choć przejaskrawione u Coenów, dzięki temu nabierają „sensu” w myśli egzystencjalnej filozofii Camusa.
Nie ma pomiędzy ludźmi przedstawionymi przez Braci Coen w Blood simple głębszych relacji, wszystko wydaje się być powierzchowne oraz nijakie, szare, nietrwałe i niedające żadnej satysfakcji, a wszelkie działania postaci tylko pogłębiają to wyobcowanie i samotność, konsekwentnie zmierzając ku całkowitemu rozpadowi więzi międzyludzkich, czego ostatecznym skutkiem jest śmierć. Śmierć bezsensowna, ale w ostatecznym rozrachunku, według egzystencjalizmu, każda śmierć jest absurdalna.
Coenowie potrafią w niezwykły sposób ukazać ludzkie zagubienie, brak możliwości porozumienia, jednostkowego wyobcowania i wszechogarniającej, egzystencjalnej pustki. Nicość Sartre’a otacza bohaterów Blood Simple, niczym pajęcza sieć spowija ich byt, który wszak okazuje się być „własną nicością”. Tak więc wydaje mi się, iż filozofia egzystencjalna jest obecna w debiucie braci Coen na kilku poziomach. Poziom pierwszy to wyobcowanie istoty ludzkiej, postaci są „samotnymi monadami” jak pisał w 1984 roku Giuseppe Rausa30 i nic ani nikt nie potrafi tej samotności przebić. Drugim poziomem jest wolność człowieka i wiążący się z nią czyn. Każdy bohater Blood Simple jest całkowicie wolny i sam tworzy własny byt. Kreuje go zapewne najlepiej jak potrafi, kierując się intuicją. Konsekwencje owych działań są brzemienne w skutkach, a wiąże się to z następnym poziomem egzystencjalizmu, odpowiedzialnością. W rozumieniu Sartre’a każdy człowiek w pełni odpowiada za siebie i swoje czyny, a tym samym, poprzez działanie w określony sposób, kreuje również cały świat, innych ludzi i ich swoisty świat. Tak też dzieje się w rzeczywistości bohaterów debiutanckiego filmu Coenów. Kierując się ambicją – w przypadku Juliana Marty’ego, intuicją w przypadku Ray’a i emocjami (Abby), tworzą siebie, swoją rzeczywistość i, co za tym idzie - sytuacje ludzi wokół siebie. Ta rzeczywistość, poprzez owe czyny, za które w pełni są odpowiedzialni, okazuje się coraz bardziej mroczna, nieprzenikniona, aż w końcu przestaje być możliwa do uchwycenia, zarówno na gruncie percepcyjnym, jak i ontologicznym. Film jest egzystencjalnym dziełem, przedstawiającym alienację bohaterów, uwikłanych z własnej woli w przynoszącą coraz bardziej opłakane skutki, intrygę.
Płaszczyzna druga filmu Blood Simple, jaką jest ukryta ironia, czytelna jest po głębszej analizie dzieła. Ironia, z którą przypatrują się bracia Coen nieporadnym działaniom swych postaci, zarysowuje charakter ich przyszłej twórczości. W debiucie, ze względu na tematykę filmu, nie wysuwa się ona na plan pierwszy, jednak jest czytelna. Wcześniej wspominałam, że ironia staje się bronią, która pomaga bohaterom pokonywać trudności. W omawianym obrazie postaci nie posługują się tak rozumianą ironią, nie ma tu bowiem dialogów przesiąkniętych kpiną. W Śmiertelnie proste działa ona na innej zasadzie, zdaje się czaić w absurdzie, z jakim mają do czynienia bohaterowie. Coenowie ukazują sposób, w jaki „ludzkie sprawy”, a więc konflikty, brak zaufania i zdrada, przeradzają się w ciąg absurdalnych poczynań. Działania postaci okazują się niezręczne, a to prowadzi do nieszczęśliwych wypadków i śmierci. Cały świat filmowy, przesiąknięty samotnością i alienacją ludzką jest wielkim absurdem, który dodatkowo potęgują bezradni względem niego ludzie. W tak mrocznej wizji egzystencjalnego zagubienia, braku nadziei, wyobcowania i subiektywnych reakcji, ironia nie staje się narzędziem ułatwiającym bohaterom dostrzeżenie braku sensu ich poczynań i próbę przezwyciężenia tego, ale zaczyna funkcjonować według zasady odmiennej. Im bardziej bowiem bohaterowie starają się przezwyciężyć trudności na swej drodze, tym bardziej opłakane skutki to przynosi. Myślę, że w tym właśnie tkwi ironiczny wydźwięk tego filmu, ponieważ postępują oni w sposób nad wyraz zawiły - zamiast rozwiązywać swoje problemy w momencie, gdy jest na to czas, krętymi ścieżkami podążają bohaterowie prosto ku tragicznym wydarzeniom. Widz dostrzega ten absurd w zachowaniu postaci, spod którego wyłania się ironiczne stwierdzenie, mówiące, że paradoks ludzkich poczynań na zawsze pozostanie tajemnicą, bowiem zamiary bohaterów (Abby i Ray’a) nie przekładają się na skutki. Człowiek czyni starania, by kreować swą rzeczywistość, bez możliwości uzyskania odpowiedzi na pytanie o to, czy robi dobrze. Nie będąc pewnym, urzeczywistnia swe zamierzenia, by na końcu ujrzeć ich efekty. Ironią jest właśnie to, że dążąc do własnego szczęścia i poczucia bezpieczeństwa, bohaterowie zmierzają w kierunku wprost przeciwnym.
W Blood Simple dostrzegalna jest pasja twórców do kina i literatury egzystencjalnej. Styl noir widoczny jest w osamotnieniu postaci filmowych, braku możliwości wzajemnego zrozumienia. W pierwszym dziele Joela i Ethana Coenów został on odwrócony na poziomie poetyki, to nie przytłaczające miasto jest synonimem wyobcowania, a rozlegle tereny i pustkowia Teksasu. Nie sposób myśleć dziś o debiutanckim filmie braci bez odniesienia do ich późniejszej twórczości. Analizując Blood Simple dochodzimy do oczywistego spostrzeżenia, iż już na początku drogi, artyści zarysowali swój indywidualny, jakże charakterystyczny styl filmowy.
Copyright © 2008-2010 EPrace oraz autorzy prac.